sobota, 25 maja 2013

Wycinka

Jak już wspominałam, nasza ograniczona obecność na działce wiązała się głównie z brakiem auta. Tachać wszystkie graty autobusem to średnia przyjemność, tym bardziej że to kawał drogi. Teraz jednak wóz jest i 15 kilometrów do działki pokonujemy wygodnie w jedyne pół godziny;)
Niestety nie wyrobiliśmy się aby wcelować w dobry czas na cięcie drzew. Dlatego postanowiliśmy [ w zasadzie nie mamy innego wyjścia ;)] z tym poczekać do jesieni i teraz powycinać tylko suche gałęzie i całkiem pozbyć się kilku drzew, które zupełnie przestały owocować.

Pierwsza wiosenna wizyta pod koniec kwietnia upłynęła nam całkowicie na porządkowaniu chaszczy. A mamy ich naprawdę wiele! Świerza trawa, która miejscami sięga do pasa jest poprzetykana kępami suchej a to wszystko rośnie jeszcze na warstwie badyli i resztek roślin. Grzesiek przez całe popołudnie wygrabiał więc trawę i liście,z czego uzbierało się kilka sporych stert.





Ja  w tym czasie toczyłam nierówną walkę z wielką, kolczastą jeżyną.



 Wycięłam też marcinki, które zarastały nam cały narożnik działki. W zeszłym roki miałam okazję zaobserwować, że mają bardzo małe kwiaty a wyrastają ponad moją głowę i tworzą małą atrakcyjne zarośla. Postanowiłam zostawić tylko pasmo pod płotem, które będzie nas odgradzać od sąsiada a resztę wykopiemy. Trzeba się z tym pospieszyć bo zaczynają już zarastać bez, który posadziłam w tym samym rogu.


Kolejnym razem zabraliśmy już ze sobą profesjonalistę w tematyce wycinki drzew. W szybkim tempie poszło ich pięć i udało się nawet nie zniszczyć płotu ani samochodu ;) Pan Zbyszek szalał z piłą, Grzesiek liną  kierował drzewa w odpowiednią stronę, ja cięłam cienkie gałązki. Zgrana ekipa :) Baliśmy się tylko, że szalony pilarz tak się rozkręcił, że jego ofiarą padną wszystkie drzewa ;)
Piłą szybko uporaliśmy się także z wielką kolczastą jeżyną. Niestety walka wręcz przyniosła słaby skutek i pewnie sekatorem cięłabym ją jeszcze kilka dni! Część gałęzi była już zdrewniała, część wiła się kilka metrów po ziemi. Piła poradziła sobie z nią jednak w dwie minuty. Potem ręcznie przycięłam tylko stare gałęzie na wysokość ok 20 centymetrów. W tym roku i tak by nie owocowały, a dzięki temu nowe pędy dostały lepsze warunki do wzrostu. Dwa tygodnie po tym zabiegu jeżyna wyglądała już tak:

Działka szybko się przejaśniła, a dla wujka uzbierały się dwa bagażniki pieńków do wędzarni :) Szkoda tylko, że nie zdążyliśmy spalić wszystkich pozostałych cienkich gałązek i zalegają nam teraz w kącie. [ ogniska można palić na działkach tylko do 1 maja ]. W ten sposób na jesień zapowiadamy wielkie ognicho:)

 






wtorek, 14 maja 2013

Warzywnik

Duży balkon z fajnym widokiem stwarza wymarzoną sytuację do przesiadywania na nim latem i urządzania weekendowych śniadań w promieniach słońca. Oprócz  udekorowania go kwiatami postanowiłam urządzić na nim także mały warzywnik. Mam nadzieję, że będziemy mieli okazję zrywać z krzaczków świeże pomidory:)
W tym celu w marcu zakupiłam nasiona pomidora i dyni. Pomidory do hodowli na balkonie, a dynia do wysadzenia na działkę.
Nasionka wysiałam w połowie marca po kilka sztuk w małe doniczki. Co prawda poszły w ziemię do roślin zielonych ale i tak po kilku dni zaczęły ładnie wschodzić. Pomidorów wyszło tak wiele, że zostawiłam sobie tylko jedną doniczkę z siewkami a dwie pozostałe rozdałam.
Ponieważ pomidory nie miały trafić do gruntu, siewki rozsadziłam do doniczek docelowych w drugiej połowie kwietnia. Miały wtedy około 10 centymetrów. Wybrałam tylko największe roślinki, z najlepiej rozwiniętymi korzeniami i wsadziłam je do poziomu pierwszych listków. Dynie także oczywiście trafiły do większych pojemników.



W tej chwili dynie zaczęły już kwitnąć i jeśli temperatura pozwala wystawiam wszystkie rośliny na balkon żeby grzały się w słońcu. Znoszę je do domu tylko jeśli temperatura ma spaść poniżej 10 stopni. Dynie są okazałe, natomiast pomidory wyglądają niestety różnie. Jedne są spore, takie jakie można spotkać w profesjonalnych centrach ogrodniczych, inne o wiele mniejsze.


Niektóre sadzonki zaczynają też blednąć, mają też białawe plamki.


 Z tego co udało mi się dowiedzieć może chodzić o zbyt słabe nawożenie lub za niską temperaturę. Dlatego zamiast podlewać je wodą po kiełkach [ wodę zlewaną z kiełkownicy naprawdę warto zostawiać do podlewania domowych roślin] zaczynam używać dedykowanego nawozu. Na ostatnie chłodniejsze noce przenosiłam też rośliny do mieszkania. Mam nadzieję, że przyniesie to efekt i wkrótce będziemy cieszyć się balkonie pomidorowymi zbiorami :)








czwartek, 9 maja 2013

Podagrycznik


Każdy działkowiec czy właściciel ogródka spotkał się z tą rośliną. W Polsce jest uważany za pospolitego chwasta, i to okropnie uciążliwego. Jakie było moje zaskoczenie kiedy przekonałam się, że ma ona też  swoją drugą twarz.
Przed wyjazdem na urlop wpadliśmy na działkę zobaczyć jak wygląda sytuacja. Widać było trochę kiełkującego podagrycznika dlatego przeżyliśmy lekki szok kiedy tydzień później zastaliśmy duże fragmenty totalnie zarośnięte przez tą roślinkę. Kiedy przypomniałam sobie jak wyglądała walka z nią na ogrodzie rodziców zrobiło mi się trochę słabo.


Podjęłam krótką próbę pielenia zarośniętych części działki ale bardzo szybko dałam sobie spokój. Roślina jest bardzo ukorzeniona i trzeba naprawdę głęboko sięgać łopatą. Do tego korzenie są twarde i mocne. Trzeba też je super dokładnie wybrać z ziemi aby w szybkim tempie nie mieć z powrotem zielonego, niechcianego dywanu....
Doszłam więc do wniosku, że trzeba będzie spróbować chemii. Po powrocie do domu zaczęłam więc szukać informacji jak inni działkowicze radzili sobie z tym problemem i jakich używali środków. Znalazłam potwierdzenie, że strasznie ciężko jest się pozbyć podagrycznika. Najwięcej osób stosowało na niego Randap, jednak z różnym skutkiem. U jednych działało jak trzeba,  u innych konieczne było skoszenie liści i potraktowanie środkiem samych łodyg, u kolejnych nie działało wcale. No cóż, my jednak podejmiemy próbę i jak tylko zakupię środek będziemy walczyć. Oprócz tego jesteśmy także dumnymi posiadaczami innych chwastów;) Dopiero po tej operacji będzie można przekopać cały teren.
Na szczęście chwast nie zarósł posadzonych jesienią kwiatków i teraz w domu możemy cieszyć się pierwszym zbiorem tej wiosny


Na początku wpisu wspomniałam o drugiej twarzy opisywanego chwasta, która chyba skłania mnie do nazywania go bardziej ziołem !!
Szukając informacji o tym jak walczyć z tą rośliną dowiedziałam się, że jest to naprawdę bardzo wartościowa roślina, o której mocy świadczy właśnie to jak trudno jest się jej pozbyć:) Jej potoczna nazwa wywodzi się od choroby do leczenia której była używana- podagry!
Jest źródłem białka, witaminy C i A,posiada działanie słabe uspokajające, moczopędne, przeciwzapalne. Herbata z suszonych liści podagrycznika (1 łyżeczka na 1 szklankę wrzątku, parzyć pod przykryciem przez 15 minut, przecedzić i w razie potrzeby pić 3-4 razy dziennie po 2/3 szklanki) to lek zalecany w kuracji podagry, żylaków odbytu, stanów zapalnych nerek i pęcherza, pomocniczo w kamicy nerkowej oraz na poprawę przemiany materii, młodzieńczych chorobach skóry trądzik,w zaburzeniach jelitowych przebiegających z przemiennymi biegunkami i zaparciami,w schorzeniach nerek i pęcherza,jako środek odtruwający organizm, remineralizujący. Świeże liście przykładane na rany powodują szybsze ich gojenie się. Sokiem wyciśniętym z nich można nacierać miejsca ukąszeń przez owady. Czyli jest idealnym środkiem na ugryzienia szalejących już na działkach komarów!
Do tego można go wykorzystywać w kuchni. My już spróbowaliśmy :) Najlepiej zrywać świeże, jeszcze nie całkiem rozwinięte pędy. Mają dosyć mocny, dominujący i gorzkawy posmak dlatego nie warto przesadzać z ilością. Spokojnie można dodawać je do sałatek, zup czy przygotowywać jak szpinak. Warto też pokusić się o zrobienie z niego [ i np pokrzywy] pesto, które ponoć jest pyszne. Ja zamierzam spróbować!!!
W tym sezonie chcemy się pozbyć podagrycznika z działki, ale za rok na pewno znowu się pojawi. Tym bardziej, że na działkowych ścieżkach jest go sporo. Ale zastanówcie się zanim sami przystąpicie do jego eliminacji czy nie warto go jakoś spożytkować!

środa, 1 maja 2013

Jesień - wiosna

W końcu nastała prawdziwa wiosna więc Zieloni działkowcy wrócili do działania!

Jednak zanim przejdę do tego co się dzieje w tej chwili, szybki skrót tego co wydarzyło się od ostatniego wpisu.
Otóż udało nam się zebrać jeszcze cały worek jabłek i torbę orzechów włoskich :) okazało się, że jabłonka owocowała jak szalona:)
Miałam nadzieję, że poprzycinamy drzewka bo wszystkie wymagają dosyć radykalnego cięcia. Widać wyraźnie, że od lat nikt ich nie pielęgnował. Niestety, mimo wiedzy teoretycznej wyczytanej z książek i internetu, stojąc przy drzewie nie bardzo wiedzieliśmy co z nimi zrobić. Nie mieliśmy niestety możliwości zabrania na działkę nikogo kto wiedziałby jak przycinać drzewa owocowe. Ograniczyłam się więc do delikatnego  prześwietlenia jabłoni i przycięcia porzeczek, które porozrastały się jak szalone i widać było mnóstwo starych, zdrewniałych pędów. Usunęłam też mumie owoców, które mogłyby być źródłem chorób. Resztę pracy przy przycince zostawiliśmy sobie na wiosnę, licząc że do tego czasu znajdziemy jakiegoś nauczyciela.
W tym czasie Grzesiek zabrał się za przekopywanie ziemi i udało mu się przewalić może 1/15 terenu;)

W tym momencie działka wyglądała mniej więcej tak :







Tamtej jesieni byliśmy na działce jeszcze raz. Bez samochodu dojazd do niej był naprawdę uciążliwy. Podczas tej ostatniej wizyty w 2012 roku postanowiliśmy pobielić drzewka. Wiedzieliśmy, że to trochę za wcześnie ale zdecydowaliśmy zrobić to tak czy siak. Byliśmy pewni, że w grudniu czy w styczniu raczej auta jeszcze nie będzie a więc i nas nie będzie na działce. Do wapna dodaliśmy mąki i biała warstwa utrzymała się do wiosny :) Na pożegnanie sezonu wsadziłam do ziemi kilka tulipanów, narcyzów, i hiacyntów. Nie za wiele, ale akurat tyle aby wiosną było trochę koloru :)